Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Autentyki CDXLII - Wielkie lanie - prawie

79 127  
348   24  
Dziś o pewnej grze komputerowej, niesamowitej siostrze, metodzie szybkiego przerąbania sobie w Walentynki oraz o dzieciach w piaskownicy.

MŁODY I DIABLO


W sumie z sentymentu wróciłem do gry. Bo jakieś tam spolszczenie po necie chodzi, to doinstalowałem do gry. Rzecz się dzieje na 12 poziomie (Dla niewtajemniczonych tam jest sporo lawy), a że akurat ukończyłem Hellfire, to dostałem książkę apokalipsy, którą przeczytałem, bo dla maga ten czar, to podstawa. Czar wygląda tak, że wchodzi się w tłum - rzuca się go 3 razy i nie ma takiego kozaka, który czarowi nie ulegnie. Czar na wrogu wygląda jak grzyb atomowy. Tyle tytułem wstępu.

Marcin patrzy z uwielbieniem na moje wyczyny. Żona mówi:
- Przestań grać w tą grę przy dziecku.
Mówię:
- No dobra, ale przecież zło niszczę.
Do żony przyszła koleżanka, bardzo wierząca i mi wykład strzeliła o tej grze, że do piekła pójdę itp... Na co stwierdził młody:
- A dlaczego gra mi się podoba - tata chodzi koło pomarańczowej zupy, zapala ogieniek grzybkowy nad laleczkami i z nich wylatują pieniążki...

No i po tej obronie żadnych kontrargumentów nie było - sobie pograliśmy z młodym do 14 poziomu...

by Charakterek

* * * * *

MŁODSZA SIOSTRA

Rozmawiam przez telefon z 8 letnią siostrą:

S: Wiesz, byłam na obozie w górach?
ja: O, i jak było?
S: Strasznie, codziennie kazali nam chodzić na taką dużą górę.
ja: To chyba jednak fajnie?
S: No co Ty? To chyba oczywiste, ze ja jestem kanapowcem a nie jakimś góralowcem. A w ogóle to muszę się lepiej uczyć, by dostać się do liceum gastronomicznego.
ja: A w jakim celu?
S: Bo zostanę kucharzem i poznam tajemne przepisy na robienie trucizn.
ja: A na co Ci trucizny?
S: By je testować na psach... albo nie, nie na psach, na wężach!
ja: A co Ci biedne węże zrobiły?
S: Mi nic, ale one mają jad.
ja: I dlatego byś im dawała trucizny?
S: Tak, by miały bardziej trujący ten jad.
ja: Ale węże i tak już mają trujący jad, więc po co jeszcze?
S: No jak to po co? Żeby zatruć wszystkich prezydentów i zapanować nad światem! Muahahahaha (złowrogi śmiech 8 latki).
ja: Wiesz, czasem mnie przerażasz...
S: Punkt 1 panowania nad światem - przerażanie starszego brata zaliczony...

by rossija

* * * * *

LEKCJA ANGIELSKIEGO

Znajoma nauczycielka angielskiego opowiadała, jak kazała dzieciakom napisać krótkie wypracowanie na temat tego, co najbardziej lubią jeść, jak to się przyrządza etc.
Jedno z dzieci napisało:
"I like eating kulin. (...)"
Nauczycielka lekko skonsternowana - pierwszy raz spotyka się z czymś takim. Może to jakaś potrawa regionalna? Wyguglała termin "kulin", ale nic nie znalazła. Dalsza część tekstu napisanego przez ucznia wskazywała na to, że są to jakieś placki smażone, więc sięgnęła do słownika w poszukiwaniu rozmaitych nazw placków.
Oto, co znalazła:
Naleśnik - kulin. Pancake.

by Kichawa

* * * * *

PRZERĄBAŁ SOBIE

Idziemy z kobietą przez market, oglądamy wystawy.

- Ej, to ja mam w tym roku urodziny w tłusty czwartek?
- No na to by wyglądało. Ale nie dostaniesz nic tłustego!
Patrzę na nią wymownie.
- Jak to nie? Przecież już mam!

No i walentynki (*)uj strzelił, a kobietę krew zalała.

by Alfred_ok


* * * * *

PORANNE WYGIBASY


Chwila dla rodziny. Poranne kotłowanie się, patataje i inne wygibasy, na które ma akurat ochota nasza córka, która dzielnie dzierży lalę. Przy którymś zamachu lala ląduje na skroni Żony, przy moim zwinnym uniku.

Żona (z bólem w glosie): - Ała córko, walnęłaś mnie lalką w głowę!
Ja (pełen złośliwości): - Na pocieszenie dodam, że mnie nie.
Julia (spokojnym głosem): - Jesce nie!

by FJP

* * * * *

A teraz chwila przerwy na stare dobre czasy, czyli wspominki sprzed 300 odcinków. Tak, to się działo prawie 6 lat temu.

HODOWLA I UPRAWA

Kilka latek temu, wybrałem się z moją familią (tzn. wujek, mój braciszek i my father) na jakieś tam targi firmy nasienniczej xxx, gdzie zachwalano produkty firmy xxx, a żeby zachęcić do ponownego odwiedzenia targów, był poczęstunek: grill i inne. Tak więc i my zajęliśmy miejsca przy stole, zostało jedno wolne miejsce. Wtem pojawia się pewna dystyngowana, starsza pani i pyta:
- To miejsce wolne?
- Tak - mówi mój ojciec.
- Może pani usiąść, jeżeli powie, co najlepiej hodować i co uprawiać. - przemawia mój wujaszek.
- Dobrze...
Babinka poszła sobie po kiełbaskę i piwko. Przychodzi.
- Namyśliła się pani? - zapytuje mój stryj.
Dama przysiada się, zdejmuje jedwabne rękawiczki i po chwili namysłu mówi:
- Wie pan, najlepiej to hodować emerytów i rencistów...
- A uprawiać?
Starsza pani zupełnie spokojnie, z powagą:
- ...Wie pan, najlepiej to uprawiać sex!

by mydziu

* * * * *

ODNOŚNIE HERBATY...

Pomykam po markecie w roboczym fartuszku (na sportowym pracuje). Zaczepia mnie klientka:
- Przepraszam, czy odnośnie herbaty, to z panią mogę porozmawiać?
[Ja] - Niestety nie, ale ROWERY, te sprawy... Chętnie pani pomogę...
Na to pani:
- Ach, BROWARY to nie. Dziękuje pani.
I poszła...

by evei

* * * * *

NO PROBLEM BOSS


Mój ojciec był na kontrakcie w Indiach. Dodam jeszcze, że pracował jako szef Campu i hindusi zwracali się do niego "boss" i że porozumiewali się po angielsku. Jak dawał im jakąś robotę, to zwykle odpowiadali:
- No problem boss!
po czym szli i robili coś innego. Pewnego razu, musiał załatwić coś w mieście, które znajdowało się dobry kawałek drogi od miejsca, gdzie się znajdował. Więc ze swoim kierowcą (tubylec) i kilkoma innymi Polakami zapakował się do jakiegoś autka i pojechali. Na drodze zobaczyli dziwną (dla Polaków tylko) rzecz. Jechał samochód, jakiś rodzaj pickupa, na którym było załadowanych pełno ludzi (jak się potem okazało, jest to rodzaj alternatywy dla autobusów - tańszej alternatywy), który zapierniczał dobre 80 km/h. Mój ojciec spytał kierowcę, dlaczego oni tak jadą, przecież jak któryś spadnie, to śmierć na miejscu. Kierowca spokojnie odpowiedział:
- No problem boss! There are many people in India!

by heydude


I powracamy do autentyków teraźniejszych:


* * * * *

NOWA CHOROBA

Moja luba jest pielęgniarką na neurologicznym.

Oddział, sytuacja sprzed godziny. Pewien mężczyzna się rozgląda więc pytamy się go:
- Kogo Pan szuka?
- A Kowalskiego.
- Nie ma u nas takiego - odpowiadamy.
Widać było, że nie wie co ma robić dalej więc się pyta:
- A może leży na tamtym oddziale?
- Nie wiemy Proszę Pana. A jaką chorobę pacjent ma? - pytamy się.
- Po wódce jest.

by Incognitus

* * * * *

SAMO ŻYCIE

Gwoli wprowadzenia - mieszkamy z K. w moim, a raczej moich Rodziców mieszkaniu. Bywa to obiektem oczywistych żartów w stylu "wystawie ci walizki za drzwi" (ja), czy "zabiorę Playstation i wrócę do mamy" (on)
Specyfika pracy K. i jego kolegów z firmy wymusza ich częste późne powroty do domu (tak wiem, na bank się gdzieś szlajają). Mnie to nigdy nie przeszkadzało, bo nie jestem typem kobiety-bluszczu i umiem sobie zorganizować czas wolny.

Dziś K. opowiadał mi rozdzierającą serce historię, jak to od jednego z kolegów z pracy wyprowadziła się dziewczyna, ponieważ stwierdziła, iż rzeczony spędza z nią zdecydowanie za mało czasu.

Myślę na głos: A może ja też powinnam się od ciebie wyprowadzić?...
K.: No więc właśnie do tego zmierzam...

by donia85

* * * * *

POWIEDZIAŁA ŁADNIEJ

Rzecz dzieje się w domu mym rodzinnym. Dialog między moją mamą a Zuzą (lat 2).
Zuziak z zawzięciem coś próbuje zrobić. Nie wychodzi jej i wywiązuje się następująca rozmowa... (Z - Zuzik, M - Mama)

Z: Do grioma....
M: Zuziu kto cię tak nauczył mówić?
Z: Ja siama.
M: Ale tak nie ładnie, nie mów tak...
Z: Kuźwa mać...

Rodzicielkę moją zatkało, córeczka powiedziała ładniej.

by krzysiek_b

* * * * *

BO KULTURA WYŁAZI NA KOŃCU

Tuner satelitarny (podobnie jak komputer) potrafi się czasem zawiesić, więc standardowe pierwsze kroki to wyłączenie zasilania (restart), wyjęcie i włożenie karty (bez której odbiór jest niemożliwy)... itp.

Telefon do infolinii technicznej - mocno już poirytowanego abonenta:

Ab.: - Co wy tam ku... robicie, za co ja tyle płacę? Złodzieje!
Konsultant: - Poproszę o numer abonenta i spróbuję panu pomóc
A: - Mój numer to xxxxxx, złodzieje!
K: - Dziękuję, w czym jest problem?
A: - Problem ku... jest! Nie mam programów! Ku... zerwę umowę!
K: - Widzę, że już pan się z nami kontaktował w tej sprawie i konsultantka poradziła zresetować dekoder i wyjąć kartę.
A: - Taaa, to głupia ku..., z samochodu dzwoniłem 3 godziny temu! Dojechałem dwie godziny temu do domu i zrobiłem co kazała i dalej czarny ekran! Wy skur...ny!
K: - Proszę się uspokoić, jaki jest komunikat na ekranie?
A: - A żebyś wiedział, że jest! "Brak karty lub uszkodzona karta"!
K: - Gdzie jest teraz karta?
A: - Jak to ku... gdzie? Kazała wyjąć to wyjąłem!
K: - Zapytam ponownie: GDZIE JEST KARTA?
A: - Ku..., w łapie trzymam i czekam już drugą godzinę, a obrazu nie ma! A ja wam ku... płacę zawsze w terminie! Złodzieje!
K: - Proszę włożyć kartę do dekodera...
...chwila ciszy...
A: - Dziękuję panu uprzejmie, miłego popołudnia życzę, kłaniam się...
K: - Do usłyszenia.

by quba11x


* * * * *

WIELKIE LANIE - PRAWIE....

Lata 60-te a ja miałem z 5 lat.
Na moim osiedlu było podwórko i plac zabaw dla dzieciaków z piaskownicą oczywiście. Było lato i akurat spadł deszcz, więc w piaskownicy zrobiło się błoto, co oczywiście oznaczało raj dla dzieciaków.
Babraliśmy się w błocie z lubością obrzucaliśmy nim, żarliśmy je, wciskaliśmy do uszu i nosa - ogólnie wielka radocha.
Przeważnie w tamtych czasach nikt z rodziców nie robił z tego problemu... Ot dzieciaki, wybrudzą się, ale przynajmniej są w jednym miejscu i względnie bezpieczne.
Ale zrobiło się bardzo późno i ciemno, a my się tam dalej szczęśliwie taplamy.
Wreszcie matka z okna zaczęła mnie wołać: Marek, Marek do domu.
Ja oczywiście olewka udaję, że nie słyszę.
Matka zaniepokojona zaczęła więc szukać mnie po tym podwórku, a że było ciemno, a podwórko niemałe, to nie znalazła i wróciła do domu pocieszając się, że pewnie już sam wróciłem.
Ojciec mój się przejął i wyszedł na poszukiwania syna aż dotarł do piaskownicy i odnalazł skrajnie ubabranego w tym błocie.
Wyjął mnie wierzgającego z tego piachu i zaryczanego zaniósł szybko do domu.
Tam sprawił mi natychmiast solidne lanie, nie za to że się uświniłem, tylko za to, że nie wracam na noc do domu i nie reaguję jak matka mnie woła.
Po laniu skórzanym pasem mocno obolałego i zapłakanego matka wsadziła mnie do wanny i zaczęła myć. Myje, myje patrzy, a to... nie ja.
Ojciec mało na serce nie umarł, ale szybko się ogarnął chwycił zawodzącego dzieciaka, przetarł go z grubsza ręcznikiem wyniósł na podwórko i wrzucił ukradkiem do piaskownicy.
Z za koszuli wyjął latarkę i gąbkę następnie moczył gąbkę w kałuży brał każdego dzieciaka "do ręki" i świecąc mu latarką w oczy mył mu gębę.
Za którymś razem stwierdził, że trafił na mnie. Wziął mnie mimo protestów pod pachę i przyniósł do domu
Następnie poprosił matkę, żeby mnie dokładnie umyła.
Jak już mnie matka dokładnie umyła, wysuszyła i ubrała w pidżamę, ojciec dokładnie mnie obejrzał i sięgnął po pasek, ale ze śmiechu wyleciał mu z ręki... Nie wiedziałem z czego mój ojciec się śmieje, ale był taki przekonywujący, że znów skończyłem w wannie zasikując ze śmiechu portki od pidżamy.

by keoog

Chcesz poczytać więcej autentyków, wejdź na nasze forum "Kawałki mięsne". Jeżeli chciałbyś opowiedzieć jakąś zabawną historię ze swojego życia, możesz zrobić to na forum (koniecznie zaznaczając przy wątku taki znaczek: ), lub wysłać ją TYM TAJNYM KANAŁEM W tytule maila wpisz Autentyk.


Oglądany: 79127x | Komentarzy: 24 | Okejek: 348 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało