Album:
« | » |
tadeusz and jacek soplica metal
1
2
3
3
4
5
6
7
8
9
10
Tadeusz gitarzysta, piękny i posępny,
Obok Jacek, basista jego nieodstępny,
Stoją na scenie, razem, wśród tłumu Metali
Siekąc riffy, a scena już się wkoło pali.
(Jankiel przez całą zimę nie wiedzieć gdzie bawił,
Teraz się nagle gościnnie na koncercie zjawił).
Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie
Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.
Podają krzesło, usiadł, perkusję przynoszą,
Kładą mu na kolanach, on patrzy z rozkoszą
I z dumą; jak weteran w służbę powołany,
Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną ze ściany,
Dziad śmieje się, choć miecza dawno nie miał w dłoni,
Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie zawiedzie broni.
Tymczasem gitarzyści przy swych wiosłach klęczą,
Stroją na nowo struny i probując brzęczą;
Jankiel z przymrużonymi na poły oczyma
Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.
Spuścił je, zrazu bijąc taktem tryumfalnym,
Potem gęściej siekł bębny jak deszczem nawalnym;
Dziwią się wszyscy - lecz to była tylko proba,
Bo wnet przerwał i w górę podniosł drążki oba.
Znowu gra: już drżą drążki tak lekkimi ruchy,
Jak gdyby zadzwoniło w bęben skrzydło muchy,
Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.
Mistrz zawsze patrzył w niebo czekając natchnienia.
Spójrzał z góry, instrument dumnym okiem zmierzył,
Wzniosł ręce, spuścił razem, w dwa drążki uderzył,
Zdumieli się słuchacze...
Tadeusz gitarzysta, piękny i posępny,
Obok Jacek, basista jego nieodstępny,
Stoją na scenie, razem, wśród tłumu Metali
Siekąc riffy, a scena już się wkoło pali.
(Jankiel przez całą zimę nie wiedzieć gdzie bawił,
Teraz się nagle gościnnie na koncercie zjawił).
Wiedzą wszyscy, że mu nikt na tym instrumencie
Nie wyrówna w biegłości, w guście i w talencie.
Podają krzesło, usiadł, perkusję przynoszą,
Kładą mu na kolanach, on patrzy z rozkoszą
I z dumą; jak weteran w służbę powołany,
Gdy wnuki ciężki jego miecz ciągną ze ściany,
Dziad śmieje się, choć miecza dawno nie miał w dłoni,
Lecz uczuł, że dłoń jeszcze nie zawiedzie broni.
Tymczasem gitarzyści przy swych wiosłach klęczą,
Stroją na nowo struny i probując brzęczą;
Jankiel z przymrużonymi na poły oczyma
Milczy i nieruchome drążki w palcach trzyma.
Spuścił je, zrazu bijąc taktem tryumfalnym,
Potem gęściej siekł bębny jak deszczem nawalnym;
Dziwią się wszyscy - lecz to była tylko proba,
Bo wnet przerwał i w górę podniosł drążki oba.
Znowu gra: już drżą drążki tak lekkimi ruchy,
Jak gdyby zadzwoniło w bęben skrzydło muchy,
Wydając ciche, ledwie słyszalne brzęczenia.
Mistrz zawsze patrzył w niebo czekając natchnienia.
Spójrzał z góry, instrument dumnym okiem zmierzył,
Wzniosł ręce, spuścił razem, w dwa drążki uderzył,
Zdumieli się słuchacze...
Kod HTML wszystkich zdjęć albumu do umieszczenia na dowolnej stronie:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą