Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Brałem udział w konferencjach klimatycznych i powiem wam, jak to wygląda od środka

29 984  
155   109  
Kilka miesięcy temu odbyła się kolejna konferencja klimatyczna, tzw. COP 28, mająca miejsce na początku grudnia 2023 w Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Z tego powodu, jako osoba uczestnicząca w przeszłości w kilku(nastu) takich spędach, popełniam niniejszy tekst, który ma wyjaśnić, z czym to się je i dlaczego wygląda tak, jak wygląda (i dlaczego wydaje się, że zawodzi).

Uwaga! Tekst nie ma być głosem w dyskusji, czy zmiany klimatu istnieją, czy są antropogeniczne itp., więc proszę go tak nie traktować. Stanowi jedynie opis pewnego międzynarodowego procesu politycznego – który może być przykładem, jak działają również inne, podobne procesy.

I jeszcze słowo wyjaśnienia – skrót „COP” odnosi się do Konferencji Stron (ang. Conference Of the Parts) oraz wielu innych konwencji, zarówno ONZ, jak i regionalnych. Niemniej w ostatnich latach najpowszechniej był używany w kontekście Konwencji Klimatycznej i tak też będzie używany w tym tekście.


#1. O czym rozmawiamy

Na początek wypada wyjaśnić pewną definicję. To, co będę opisywać, to bardzo konkretne spotkania – Konferencje Stron Konwencji Klimatycznej (a bardziej formalnie – Konferencje Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu), czyli COP-y, które odbywają się dorocznie pod koniec roku, oraz odbywające się w połowie roku mniejsze spotkania Ciał Pomocniczych Konwencji (tzw. SBs), odbywające się zwykle w połowie roku w Bonn. Nie opisuję ani spotkań organizowanych przez Sekretarza Generalnego ONZ w trakcie Zgromadzenia Ogólnego (takich jak to, podczas którego padło słynne „how dare you”), ani „szczytów” organizowanych przez poszczególnych przywódców (np. Macrona czy Bidena). W dzisiejszych czasach niestety ma się wrażenie, że każdy nieomal chce mieć swój szczyt klimatyczny…


#2. Dlaczego COP-y są w tak różnych miejscach?

Często osoby niebędące zaangażowane w procesy negocjacji międzynarodowych zastanawiają się, dlaczego te Konferencje odbywają się w tak egzotycznych i turystycznych miejscach, jak Poznań, Warszawa czy Katowice... to znaczy Cancun, Lima czy Bali. Odpowiedź, chociaż nieoczywista, jest dość prosta, a wynika z dwóch czynników.

Pierwszym z tych czynników jest podział państw w ONZ na pięć grup regionalnych. Te grupy to odpowiednio grupa: Azjatycka i Pacyfiku, Afrykańska, Ameryki Łacińskiej i Karaibów (GRULAC), Wschodnioeuropejska (EEG) oraz Europy Zachodniej i Innych (WEOG). Polska, ze względu na zaszłości historyczne, należy do grupy EEG, razem z resztą byłych tzw. „demoludów”. Każda z tych grup rotacyjnie wyznacza państwo do przewodzenia obradom Konwencji – jako Prezydencja – oraz organizuje doroczne spotkania. Dokładniej, co do zasady, państwo goszczące COP zostaje Prezydencją szczytu (ale zdarzają się wyjątki – np. w trakcie COP 5 w 1999 roku w Bonn Prezydentem COP został Jan Szyszko, a COP 23 w 2017 roku, chociaż odbywał się w Bonn, to przewodniczyło mu Fidżi, gdyż była to kolej grupy Azji i Pacyfiku). Prezydent COP to osoba formalnie przewodnicząca obradom na COP, a jego zespół to tzw. „Prezydencja”.

Druga przyczyna to wysiłek organizacyjny związany z przygotowaniem takiej konferencji. Obecnie COP to dwa tygodnie obrad, spotkań i wydarzeń, w których uczestniczy nawet kilkadziesiąt tysięcy osób (w Dubaju było ponad 100 tys. uczestników). Zorganizowanie takiego spotkania wymaga zatem zarówno posiadania odpowiedniego centrum konferencyjnego, jak i odpowiedniej bazy hotelowej (zaręczam, że niełatwo znaleźć 20-30 tysięcy pokoi hotelowych w odpowiednim standardzie). To generuje oczywiście koszty – i oznacza, że mniejszym państwom trudniej ubiegać się o organizację COP. Z tego właśnie powodu Fidżi swoją konferencję prowadziło w Bonn. I dlatego czasami lokacje turystyczne – takie jak Cancun czy Bali – mają przewagę. Bo zwykle zarówno baza hotelowa, jak i odpowiednie centra konferencyjne już tam istnieją.


No i jeszcze dlaczego w tym tekście przewija się Bonn? Ano dlatego, że tam mieści się Sekretariat Konwencji Klimatycznej – przy Placu Narodów Zjednoczonych.

#3. Historia

Wypadałoby zatem jeszcze napisać kilka słów o historii COP-ów klimatycznych, ze względu na to, że mają one znaczenie dla dalszych. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale w tej historii przewija się kilka smaczków i istotnych elementów, o których warto mówić.

Pierwszy COP odbył się w 1995 roku w Berlinie. Przewodniczyła mu zapomniana już nieco niemiecka minister środowiska polskiego pochodzenia, Aniela nee Kaźmierczak... znaczy Angela Merkel. Szczyt ten zakończył się między innymi przyjęciem programu prac mającego na celu stworzenie protokołu, a więc dokumentu o bardziej wykonawczym charakterze, do ramowej – a więc bardzo ogólnej jednak – Konwencji. I taki protokół został przyjęty w 1997 roku, w Kioto, podczas COP 3. O spotkaniu tym krążą różne legendy, włącznie z tym, że w pewnym momencie obrad Prezydent COP doznał załamania nerwowego i odmawiał opuszczania swojego gabinetu. Niemniej Protokół z Kioto (PzK) został przyjęty, podpisany, ratyfikowany przez wystarczająco wiele państw, oraz wszedł w życie. Nie był ratyfikowany jednak przez USA, co sprawiło, że pewne jego założenia się nie zmaterializowały...
Brak ratyfikacji PzK przez USA sprawił, że podczas COP 13 na Bali w 2007 roku postanowiono wynegocjować nowe porozumienie – tym razem już z USA na pokładzie. Miało być ono przyjęte w 2009 roku w Kopenhadze. I takie porozumienie powstało, ale... podpisało się pod nim jedynie 2/3 państw-stron Konwencji, co zostało uznane za klęskę. Przyczyn tej klęski było wiele, ale jedną z nich była próba narzucenia swojej woli przez kilka największych państw.

Ostatnia próba stworzenia nowego porozumienia obejmującego USA rozpoczęła się w 2011 roku w Durbanie (podczas polskiej Prezydencji w UE) i zakończyła podpisaniem w 2015 roku podczas COP 21 Porozumienia Paryskiego. Pozostała tylko kwestia przygotowania decyzji wykonawczych do niego (COP 24 w 2018 w Katowicach) oraz dalszego wdrożenia i monitorowania... co będzie trwało przez lata w 5-letnich cyklach w ramach tzw. Globalnego Podsumowania – pierwsze zakończyło się w 2023 roku.


#4. Warstwy COP

Każdy COP składa się z kilku elementów – warstw do pewnego stopnia przenikających się, ale częściowo pozostających rozdzielonymi. Dwie z tych warstw są niezbędne dla samego przebiegu COP-u, pozostałe są dodatkiem. Odrzucenie tych dodatków nie zmieniłoby wiele w merytorycznym przebiegu samej konferencji, a co więcej, mogłoby usprawnić wiele kwestii...

Części niezbędne dla faktycznego przebiegu konferencji to:
  • Techniczne negocjacje tekstów decyzji COP. Troszkę więcej o tym, jak to wygląda, będzie poniżej.
  • Segment Wysokiego Szczebla – podczas którego Ministrowie (bo formalnie to Ministrowie reprezentują swoje państwa podczas COP) wygłaszają oświadczenia w imieniu państw oraz zatwierdzają decyzje przygotowane przez zawodowych negocjatorów podczas technicznych negocjacji.

Pozostałe warstwy, jakie pojawiły się w ciągu 30 lat istnienia tego procesu to:
  • Wydarzenia towarzyszące, tzw. „side events”.
  • Pawilony wystawowe.
  • Spotkania szefów państw i rządów.
  • Udział wszelkiej maści celebrytów...

O dwóch pierwszych warstwach będzie za chwilę, w nieco większych szczegółach. Natomiast jeśli chodzi o cztery pozostałe...

Po pierwsze, to głównie one odpowiadają za cały ten „cyrk” – podróże dziesiątek tysięcy ludzi do miejsca konferencji, mimo iż nie wnoszą one wiele do samych negocjacji (obrońcy powiedzą jednak, że stanowi to doskonałe miejsce do wymiany informacji o nowych technologiach czy rozwiązaniach biznesowych).

Po drugie, to właśnie głównie tutaj pojawiają się osoby, które „lecą prywatnym samolotem, gdy ja muszę używać papierowej słomki”. Tak, loty prywatnymi samolotami na konferencje klimatyczne nie są potrzebne i szkodzą wizerunkowo procesowi. I wiem, niektórzy (głównie klimatyczni denialiści) lubują się w ukazywaniu hipokryzji konferencji klimatycznych, pokazując palcami na przylatujących prywatnymi samolotami uczestników. Tylko... oprócz głów państw (dla których wynika to ze względów bezpieczeństwa), których obecność nie jest niezbędna, dotyczy to głównie celebrytów czy też innych osób, na których nieobecności konferencja by tylko zyskała 😉 A swoją drogą tak hejtowana Greta Thunberg na COP 25 w Chile w 2019 roku udała się łodzią – i to bynajmniej nie z napędem spalinowym (a potem musiała wracać przez Atlantyk, gdy przenieśli konferencję do Madrytu).


(To może kłócić się z podejściem „ale Biden był na konferencji, a Putin nie!” – niemniej żaden z nich bezpośrednio nie jest tam niezbędny).

Nawiasem mówiąc, patrząc na ślad węglowy takiej konferencji, nawet w przypadku Dubaju był on porównywalny z może pięcioma meczami Ligi Mistrzów? Nawet nie całą kolejką. Uzasadniona krytyka jest słuszna, ale „znaj proporcjum, mocium panie”.


No i jeszcze o słomkach – zakaz plastikowych słomek wiąże się z zupełnie innym kryzysem niż kryzys klimatyczny – masowym zanieczyszczeniem świata plastikiem. Owszem, czasami pośrednio może to się wiązać z kwestiami klimatu (bo pośrednio wszystko się z tym wiąże), ale bezpośrednio chodzi o coś zupełnie innego. Więc narracja „ona lata samolotem, a ja mam papierową słomkę” jest nieco inwalidą. Zwłaszcza że można też użyć słomki wielorazowego użytku. Lub po prostu... słomki ze słomy, jak w czasach mojego dzieciństwa 😉


#5. Faktyczny obraz negocjacji


Faktyczny mandat COP-ów mieści się zatem w dwóch głównych elementach. Segmencie wysokiego szczebla oraz technicznych negocjacjach. Cała reszta stanowi swoisty „cyrk”, który dla ogólnych negocjacji miewa charakter wspierający, ale nie niezbędny (a czasami wręcz odwracający uwagę od tego, co ważne).

Zacznijmy zatem od ministrów – oni są tam z dwóch powodów. Po pierwsze to oni podejmują faktyczne Decyzje (wielka litera, gdyż to formalna nazwa przyjmowanych dokumentów prawnych). Po drugie – wygłaszają oświadczenie w imieniu swojego państwa (tzw. „National Statement”) – chociaż tę rolę w ostatnich latach częściowo przejęły głowy państw i rządów. No i czasami mogą też mieć wpływ na ostateczny kształt niektórych Decyzji – jeśli sprawa jest mocno polityczna i techniczni negocjatorzy nie mają wystarczającego mandatu do zawarcia kompromisu. Tylko tyle – i aż tyle. Ministrowie obecni są zwykle podczas ostatnich 3-4 dni dwutygodniowego szczytu.

Teraz przejdźmy do faktycznych technicznych negocjacji – i tutaj będzie trochę nerdzenia, ale niezbędnego, by obraz był w pełni zrozumiały.

Na początek nieco o strukturze obrad. W trakcie COP obecnie obraduje pięć ciał/organów Konwencji. Są to COP, CMP i CMA, a więc formalne „spotkania” Konwencji Klimatycznej, Protokołu z Kioto oraz Porozumienia Paryskiego (tak, organ nazywa się tak samo jak konferencja) oraz SBI i SBSTA – Ciała Pomocnicze Konwencji ds. wdrożeń oraz ds. wsparcia technicznego i naukowego (jak napisałem wyżej, SB-sy spotykają się dwa razy do roku – bez udziału ministrów, bo nie są ciałami decyzyjnymi, ale COP, CMP i CMA tylko raz w roku). SB-sy służą też łącznie wszystkim trzem porozumieniom.

Każde z tych ciał spotyka się w formule plenarnej i deleguje prace w poszczególnych obszarach tematycznych. Dla każdego z nich porządek obrad to kilkanaście do dwudziestu kilku punktów, każdy z nich stanowiący jeden do kilku obszarów tematycznych – np. „Finansowanie długoterminowe” albo „Raport Komitetu Adaptacyjnego” (nie, nie wejdę w rozpisanie całej architektury Konwencji, bo to temat na doktorat, który może kiedyś popełnię). W ramach obszarów tematycznych negocjatorzy zaczynają dyskutować w ramach tzw. grupy kontaktowej (mającej formalnie przygotować projekt decyzji do przyjęcia przez COP, CMP albo CMA). Ta z kolei zwykle przekształca się w grupę nieformalną (która wbrew nazwie nadal jest bardzo formalna). Grupa kontaktowa i nieformalna mają z góry wyznaczonych współprowadzących – po jednym z państwa rozwiniętego i rozwijającego się (co to znaczy, o tym za chwilę). Rozróżnienie to było istotne w przeszłości, gdy w spotkaniach grup nieformalnych nie mogli uczestniczyć obserwatorzy – obecnie jednak ich udział tam jest już możliwy. Jeśli nie można osiągnąć porozumienia w grupie nieformalnej, główni negocjatorzy stron spotykają się na spotkaniu „nieformalnym-nieformalnym” – to już jest faktyczne zamknięte spotkanie tylko dla negocjatorów i bez formalnie wyznaczonych prowadzących. A gdy i to nie pomoże, to czasami spotyka się grupka negocjatorów na spotkaniu „nieformalnym-nieformalnym-nieformalnym” – zwykle jest to już 5-6 kluczowych dla danego tematu osób z obu stron barykady...


No właśnie – aktorzy. Bez nich nie byłoby całego przedstawienia. Na początek strony – czyli państwa, które ratyfikowały stosowne porozumienia. Tradycyjnie mówi się o dwóch głównych grupach – państwach rozwiniętych i rozwijających. By wyjaśnić to pojęcie (bardzo mylące i o nim samym można popełnić artykuł z prawa międzynarodowego), odrobinkę o strukturze Konwencji. Konwencja Klimatyczna zawiera dwa załączniki. Załącznik II zawiera państwa, które zobowiązane są do pomocy finansowej państwom rozwijającym się w zakresie transformacji czy adaptacji do zmiany klimatu. Wymienieni tam są w uproszczeniu członkowie OECD z roku 1992 (a więc roku, w którym podpisano Konwencję) oraz jako oddzielna strona Unia Europejska. Załącznik I to państwa, które mają jako pierwsze i w największym stopniu zredukować emisje. Oprócz OECD i UE wymieniona jest tu większość dawnych „demoludów” (w tym Polska). Państwa niewymienione w Załączniku I potocznie uważa się za państwa rozwijające się i należą do nich Chiny czy Indie – państwa te mają prawo do wolniejszego tempa transformacji i mają prawo oczekiwać wsparcia finansowego od państw z Załącznika II... ufff. Zatem jeśli ktoś pyta: „dlaczego UE ma szybciej redukować emisje niż więcej kopcące Chiny?” – no właśnie dlatego. Zgodnie z prawem międzynarodowym mają prawo redukować wolniej i jeszcze oczekiwać na to kasy (nie twierdzę, że to właściwe, wręcz przeciwnie, ale obecnie taki jest stan prawny).

Państwa rozwijające się są w przeważającej większości skupione w grupie „G77+Chiny”. Do tego bardzo często należą do innych grup negocjacyjnych – np. AOSIS (małe państwa wyspiarskie), LDC (najsłabiej rozwinięte państwa), AGN (Afrykańska Grupa Negocjatorów) i szereg innych – nie będę wchodzić w szczegóły.

Państwa nienależące do G77+Chiny w większości należą do jednej z trzech grup. Pierwsza to Unia Europejska (oczywiste). Druga to Grupa Umbrella (UG) – skupiająca obecnie USA, Kanadę, Wielką Brytanię, Nową Zelandię, Australię, Japonię i Ukrainę (należały tam również Rosja i Islandia – tę pierwszą wywalono po inwazji na Ukrainę, ta druga wystąpiła swego czasu, szykując się do wejścia do UE. Do UE nie weszła, ale do UG nie wróciła). Trzecia to Grupa Integralności Środowiskowej (EIG) – Szwajcaria, Korea Płd., Meksyk, Liechtenstein, Monako i Gruzja.

Skoro mamy już scenę i aktorów – to jak wygląda sam proces przygotowywania Decyzji? Ano negocjatorzy spotykają się w Sali i zaczynają wymieniać się stanowiskami. Zwykle wypowiedzi są w imieniu grup (większych lub mniejszych), ale również pojedyncze państwa mogą przedstawiać swoje stanowiska. Mając na uwadze, że jest tam 196 państw... można sobie wyobrazić, jak czasochłonny może być to proces (chociaż na szczęście nie każde państwo zabiera głos – a np. UE zawsze reprezentuje jeden wybrany negocjator, chociaż np. w ostatnich latach jednym z głównych negocjatorów UE był Polak). Przy czym spotkania toczą się równolegle w różnych tematach, więc to nie jest tak, że jeden negocjator musi znać się na wszystkim (zwykle tak nie jest).

Na podstawie wstępnych wypowiedzi, prowadzący zwykle próbują przygotować tekst negocjacyjny będący już podstawą dla ostatecznej treści Decyzji – i wtedy zaczynają następować faktyczne negocjacje, gdzie kłótnia potrafi toczyć się o przecinek, czy np. czy użyć „a”, czy „the”.

Jeśli komuś wydaje się, że Konferencja Klimatyczna to po prostu przyjęcia, picie szampana i wspólne zdjęcie, to... jest to prawdą tylko dla głów państw i rządów. Dla negocjatorów to dwa tygodnie ciężkiej harówki, czasami po kilkanaście godzin dziennie (najdłuższy dzień pracy o jakim wiem – w czasie COP 19 w Warszawie – skończył się o 7.30 rano, a od 8 rano kolejne spotkania...).


Czasami jednak okazuje się, że negocjatorzy, nawet na najbardziej nieformalnym szczeblu, przy kawie itp., nie są w stanie wypracować tekstu kompromisowego. Wtedy do gry wchodzi Prezydencja COP – zazwyczaj wyznaczając dwóch ministrów (z państwa rozwiniętego i rozwijającego się – widzicie wzorzec?) – do prowadzenia dalszych konsultacji i przygotowania kompromisowego tekstu, za który jednak odpowiedzialność bierze Prezydencja.

I ważna uwaga – w Konwencji Klimatycznej, w przeciwieństwie do wielu innych agend ONZ, nie ma głosowania. Wszystkie decyzje są podejmowane przez konsensus, a więc praktycznie wszyscy muszą zgodzić się na ich treść (o wadach i zaletach tego za chwilę). Na palcach można policzyć sytuacje, w których zignorowano głos nawet pojedynczego państwa (i raz skończyło się to blokadą większości kolejnej konferencji klimatycznej).

Gdy treść kompromisowa zostanie wypracowana – zostaje przedłożona COP, CMP bądź CMA do akceptacji. Jeśli nie... cóż, Zasada 16 zbioru procedur Konwencji przenosi punkt obrad na następne obrady.

No i zawsze jest coś takiego, jak powrót do już uzgodnionego języka – jeśli coś kiedyś zostało uzgodnione, to uznawane jest za tekst, co do którego jest powszechna zgoda.
W faktycznych technicznych negocjacjach uczestniczy zaledwie garstka osób odwiedzających COP – i oprócz negocjatorów są to również organizacje pozarządowe jako obserwatorzy (ENGO – środowiskowe, YOUNGO – młodzieżowe, BINGO – biznesowe/przemysłowe, TUNGO – związki zawodowe – i kilka innych grup).
Obserwatorzy nie mogą co do zasady zabierać głosu podczas negocjacji – ale mają swoje miejsce na wypowiedź podczas otwierających i zamykających spotkań plenarnych.

#6. Wady i zalety

Cóż, proces ten ma swoje wady i zalety. Zacznijmy od tych drugich:
  • Jest to jedyny globalny proces dotyczący klimatu, który jest w pełni inkluzywny, gotowy uwzględnić zdanie każdego państwa świata, gdzie głos Tuvalu czy Palau liczy się równie mocno jak głos Chin czy USA. Nie jest to prawdą np. przy spotkaniach G20 czy G7, które są ekskluzywnymi klubami.
  • Podejmowanie decyzji za pomocą konsensusu sprawia, że uwzględniany musi być w praktyce każdy głos – inaczej Decyzje mogą zostać odrzucone.

A co z wadami? Cóż...
  • Proces jest powolny – metoda podejmowania decyzji sprawia, że postęp w negocjacjach jest niewielki – trudno pogodzić stanowiska państw wyspiarskich i producentów ropy – a formalnie oni często stoją po jednej stronie...
  • Dodatkowe warstwy sprawiają, że coraz bardziej właściwe negocjacje znikają pod ciężarem innych warstw.
  • Coraz bardziej rosnące wymagania przy organizacji konferencji i jej koszty sprawiają, że coraz trudniej znaleźć gospodarzy mogących je zorganizować – i uniemożliwia ubieganie się o nią wielu państwom (zgodnie ze spec-ustawą, koszt COP 24 w Katowicach to ok. 230 mln zł – chociaż częściowo jest to pokryte przez dochody z branży hotelowej czy też opłat za wynajem biur czy przestrzeni wystawowych).


(Jeśli ktoś się zastanawia, kto wpadł na pomysł nazwania tego spotkania Sejmikiem – autor tego tekstu przynajmniej to sprzedał 😉)

#7. Czy COP nie może odbywać się zdalnie?

W dzisiejszych czasach jest to bardzo uzasadnione pytanie. Wszak wiele spotkań odbywa się zdalnie, dlaczego nie spróbować tego w ramach negocjacji klimatycznych? Sęk w tym... że próbowano – i nie wyszło.
W 2021 roku czerwcowa konferencja klimatyczna (spotkanie Ciał Pomocniczych Konwencji) odbyła się w formule zdalnej. Co to oznaczało w praktyce? No cóż:
  • Sesja negocjacyjna rozciągnęła się z dwóch na trzy tygodnie.
  • Ze względu na różnice czasowe, w każdym z tych trzech tygodni spotkania odbywały się o innej porze; z polskiego punktu widzenia, w jednym tygodniu było o w miarę sensownej godzinie (po południu), w pozostałych dwóch albo zaczynały się wcześnie rano (ok. np. 6 rano), albo późnym wieczorem (od 22).
  • Nie przyniosły jakiegokolwiek postępu w dyskusjach – publiczny charakter wystąpień i brak możliwości zakulisowych negocjacji między negocjatorami z różnych grup negocjacyjnych spowodowało, że w praktyce wiele wypowiedzi to były wcześniej przygotowane stanowiska – a więc nie było miejsca do właściwego elementu negocjacji – zbliżenia stanowisk. Skąd te problemy? Cóż, każda osoba, która brała udział we wszelkiej maści negocjacjach wie, że do ich zakończenia czasami potrzeba prostej rozmowy w korytarzu, przy kawie, nieformalnie. W oficjalnych rozmowach negocjatorzy przedstawią tylko oficjalne stanowisko ich państwa – bo taka jest ich rola. Dopiero nieformalne rozmowy potrafią wyodrębnić elementy wspólne i miejsca, gdzie poszczególne strony mogą ustąpić.

Nawiasem mówiąc, niektórzy powiedzą „ale przecież normalne konferencje klimatyczne niczego nie przynoszą…” – nie jest to prawdą. Owszem, postęp jest powolny, z tempem wręcz geologicznym – ale jest, chociaż czasami daje się to dostrzec dopiero po 10 latach.

#8. Ale dziura ozonowa...

Na koniec – mam przeświadczenie graniczące z pewnością, że jeśli ja tego nie napiszę, to wspomni o tym ktoś w komentarzach:

Lata temu ekologiści straszyli nas dziurą ozonową – i co? Już żadnej dziury ozonowej nie ma…?

Na to odpowiedź jest dość prosta – w 1987 roku podpisano Protokół Montrealski (na którym częściowo wzorowano Konwencję Klimatyczną pod względem prawnym), który – wraz z kolejnymi decyzjami i aktualizacjami – stopniowo eliminował gazy niszczące warstwę ozonową (jak np. freony), przez zastępowanie ich innymi, coraz mniej szkodliwymi. Docelowo udało się wyeliminować praktycznie wszystkie przyczyny degradacji warstwy ozonowej, co pozwala tejże warstwie na regenerację. Ale dziura ozonowa nadal istnieje, tylko się nie rozszerza i ma szansę powoli się zmniejszać. Zatem zdecydowało tutaj odpowiednio zdecydowane wspólne działanie oraz setki milionów dolarów na inwestycje.

Dlaczego nie udaje się tego zrobić w Konwencji Klimatycznej? Bo skala wyzwania pod względem obecnie szacowanych niezbędnych nakładów finansowych jest o 4-5 rzędów wielkości (a więc 10-100 tysięcy razy) większa.

Na koniec

Jeśli temat spotka się z zainteresowaniem, to mogę spróbować popełnić kilka innych bardziej „insiderskich” tekstów wchodzących w szczegóły negocjacji – lub napisać kilka słów o COP 28 (i nie tylko). Ale to temat na przyszłość.

Źródło: z głowy, czyli z niczego + doświadczenie własne. Zdjęcia – własnego autorstwa.
22

Oglądany: 29984x | Komentarzy: 109 | Okejek: 155 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało