Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Rozterki elektryka, ufność dziecka i inne anonimowe opowieści

28 534  
200   41  
Dziś przeczytacie m.in. o nietypowej reakcji na ciążę córki, niechęci do technologii, zakupach z ojcem, końcu przyjaźni i zasadach wieszania papieru toaletowego.

#1.


Ostatnio w pracy musiałem podjechać do jakiegoś domu pogrzebać przy gniazdkach elektrycznych. Była tam kobieta i dwójka małych dzieci, większe bawiło się jakąś małą piłką, młodsze dziecko kobieta nosiła na rękach. Zawsze proszę, żeby ktoś był ze mną w pomieszczeniu, gdzie pracuję, żeby uniknąć oskarżeń o kradzież itp. Ja kończyłem to, co miałem zrobić, klęcząc, zakładałem pokrywę gniazdka i wtedy starsze dziecko rzuciło do mnie piłkę. Kątem oka zauważyłem, że po nią podchodzi, więc żeby przypadkiem nie dotknęło miernika ani nie daj Boże gniazdka, podałem mu ją. Mały ją wziął i mnie objął, przytulił mnie. Pani się zaśmiała, ja też, i zabrała dziecko, żebym mógł dokończyć pracę.

Gdy wychodziłem z tego domu, dotarło do mnie, że nie mam w pamięci ani jednego innego wspomnienia, gdy ktoś mnie przytula, a mam 23 lata. Trochę smutek.

#2.

Od urodzenia dużo jadłam, co nie znaczy, że jestem gruba. W przedszkolu i szkole jadłam obiad, później kolejny w domu, a na koniec szłam poskarżyć się babci, że rodzice nie dali mi obiadu i jadłam kolejny.

Gdy zaszłam w ciążę, pierwsze zdanie mojego taty brzmiało: „O ku*wa... Skąd my weźmiemy tyle jedzenia?”. ;)

#3.

Czy komputer może przeszkadzać w pracy? Niektórym tak!

Jestem młodą osobą i wbrew temu, co myślą stereotypowo niektórzy dużo starsi ode mnie, nie lubię informatyki i się na niej nie znam. Przeglądam ten jakże ciekawy serwis i kilka innych, robię przelewy internetowe, wyszukuję informacje, korzystam z maila i jednego portalu społecznościowego, umiem wysłać skan i korzystać z Worda, oglądam filmy, ale to by było z grubsza na tyle, co robię w życiu prywatnym przy użyciu komputera. Nic nie denerwuje mnie bardziej niż niedziałający sprzęt, którego nie umiem naprawić, gdy nie wiem, jak coś zrobić, albo gdy coś mi się przestawi. Jeśli chodzi o obsługę różnych programów, często czuję się tępa, choć przez całe moje dotychczasowe życie byłam uważana za mądrą i inteligentną. Co pójdę do nowej pracy, to muszę uczyć się obsługi nowego programu. Pracuję w wyuczonym zawodzie, ale na studiach nie uczyli nas tych programów. Na pierwszym semestrze była informatyka, ale uczono nas np. Excela, a nie tego, na czym teraz pracujemy. W jednym zakładzie pracy pewną czynność można było wykonywać z użyciem komputera lub bez niego, w wersji papierowej. Zawsze wybierałam tę drugą formę. Raz pracowałam poza moją branżą, w państwówce, to notorycznie nie działała drukarka, Internet zamulał, musiałam rozdrabniać się, wysyłając elektronicznie wiadomości na różne sposoby, co zajmowało dużo czasu. Kiedy zrobiła się awaria na pół dnia i nie było Internetu, mogłam wreszcie skupić się na innych obowiązkach. W jeszcze innym miejscu pracy szefowa miała pretensje do mnie i do mojego kolegi z pracy, że nie umiemy naprawić drukarki, a przecież jesteśmy młodzi (!).

„Młody” nie znaczy „informatyk”. Często czuję, że nie radzę sobie z tymi programami w pracy. Nauka idzie mi bardzo wolno, to już bym wolała nauczyć się języków obcych od podstaw. Czasem mówię osobom z rodziny, które są dużo starsze, że mają fajnie, bo za ich czasów w pracy nie było komputerów.
Aha, nauka obsługi nowej komórki też mnie denerwuje. Lubię mieć taką z Internetem, ale marzę o tym, by móc korzystać z jednej komórki przez całe życie. Łatwo, wygodnie i ekologicznie.

#4.


Wybrałam się z tatą do sklepu. Jestem trochę roztrzepaną osobą i strasznie dużo gadam, jak więc na mnie przystało, całe zakupy nie zamykała mi się jadaczka. Chodziłam z karteczką i opowiadając tacie o produktach, wkładałam je do koszyka. W pewnym momencie zdziwiło mnie to, że połowę tego, co wkładam, on zaraz wyciąga i podąża szybkim krokiem w dalsze alejki.

Nawet nie wiecie jak się czułam, kiedy zorientowałam się po kilku minutach, że chodziłam za obcym facetem i gadając do niego jak idiotka, wsadzałam mu różne produkty do koszyka. Dziwi mnie tylko to, że nic mi nie powiedział...

#5.

Kilka lat przyjaźni, spotkań, wyjazdów, rozmów „od serca”, zakupów, pomocy w realizacji różnych pomysłów i projektów, wsparcia mentalnego, czasem finansowego, bo przyjaciółka ma wolny zawód. Podwożenie na zajęcia, warsztaty, podwożenie do domu. Ona artystka, „zbyt wrażliwa na etat”. Ja miałam stałą, etatową pracę. Reklamowałam moim znajomym usługi przyjaciółki, żeby miała na życie.
Niestety ostatnimi czasy zauważyłam, że stosuje gaslighting i pewne formy manipulacji. Zmieniła się, zaczęła wywierać na bliskie osoby presję, zaczęła układać im życie i używać trybu nakazowego. Kiedy ktoś nie postąpił, jak mu wymyśliła, był foch i obgadywanie tej osoby z innymi znajomymi. W końcu wpadła na kolejny super pomysł, którego nie popierałam i powiedziałam jej o tym podczas swobodnej rozmowy przy herbatce. Wtedy usłyszałam o sobie takie rzeczy, że brwi mi podjechały ze zdumienia do linii włosów. Byłam w szoku, słysząc o tym, jak bardzo samolubna i ograniczona jestem, jak niewrażliwa, bez polotu, nudna i do tego złośliwa. Dodatkowo dostało się mojej inteligencji. A fakt, że nie zgadzam się z jej hiper pomysłem świadczy o tym, że jej nie wspieram i jestem zazdrosna o jej sukcesy. Ogólnie – obniżam jej poziom, źle wpływam na jej wibracje i mam natychmiast opuścić jej mieszkanie.
Wyszłam, zamierzałam poczekać, aż jej przejdzie, zadzwonić może za dzień czy dwa...
Tymczasem zanim dojechałam do domu, ona usunęła z FB mnie i wszystkich z mojej rodziny, których poznała za moim pośrednictwem. Super.

Żadnych złudzeń na powrót do tej relacji. Za to od tego czasu poznałam tak wielu cudownych, życzliwych ludzi, że jednak dziękuję za tamten wieczór.

#6.

O tej historii prawie zapomniałam, ale jak o tym pomyślę, to przechodzą mnie ciarki.

Byłam małą dziewczynką i mieszkałam na wsi. Zarówno mój tata, jak i dziadek mieli swoje biznesy, przez co wielu okolicznych rolników do nas po coś przyjeżdżało. I jak to na wsiach bywa, każdy każdego zna. Pewnego razu bawiłam się sama przy lesie, a koło mnie zatrzymał się samochód. Był to jeden z typowych rolników i spytał się, czy nie wiem, gdzie mieszka pan X, czyli mój tata. A ja jako pomocne dziecko powiedziałam, że wiem i że go pokieruję... po czym wskoczyłam do samochodu – obcemu starszemu facetowi, którego nigdy nie widziałam na oczy – i zaczęłam nawigację: tutaj proszę skręcić w lewo, tutaj w prawo. Dojechaliśmy do mojego domu, ja się pożegnałam i pognałam dalej bawić się w lesie.
Tyle.

Nic się nie stało, moi rodzice nigdy się nie dowiedzieli. Nikt mnie nie skrzywdził, nie molestował. Ale czasem jak pomyślę, że miałam więcej szczęścia niż rozumu, to mnie mrozi.

#7.


Często zdarza się, że małżeństwa toczą wieloletnie batalie o mokre mydło, miejsce szklanek i naczyń, sposób wieszania papieru itp. To wyznanie będzie o procedurach wieszania papieru stworzonych przez dziwnych ludzi.

Razem z mężem jesteśmy programistami, umysły bardzo ściśle, zainteresowania techniczne i tworzenie zasad na absolutnie wszystko.
Ja preferuję papier wiszący przy ścianie, więc tak go zakładam, ale nie obracam, jeżeli ktoś powiesił inaczej. Mój luby natomiast jest fanatykiem patentu i papier MUSI wisieć dalej od ściany. Nawet konieczność przewieszenia go traktuje jak czynność plugawą i przeciwną naturze.
Właściwa historia zaczęła się, kiedy po całym dniu dąsów w końcu przyznał się, że jest zły, bo znowu powiesiłam papier w ZŁĄ stronę. Odpowiedziałam, że nie wiedziałam, że jest zła i dobra strona, ale możemy zrobić tak, że kto wymienia rolkę i ją wyrzuca, może powiesić papier jak chce. Wtedy byłoby równo i sprawiedliwie, bo czasem ja wykończę rolkę, czasem on, a kto zostawia śmieci po sobie, nie ma prawa głosu. Luby przeliczył, zgodził się i od tamtego dnia zawczasu brał końcówki (do samochodu, zamiast chusteczek itp.) i wieszał papier po swojemu. Przez dłuższy czas był spokój. Aż któregoś dnia wchodzę do toalety, a tam wisi pusty kartonik. Zawołałam męża i komisyjnie zawiesiłam papier stroną od ściany. Był zrozpaczony, ale zasady to zasady.
Oszacował, ile czasu zajmuje nam zużycie rolki, zaznaczył przewidywaną datę w kalendarzu. Z jednej strony kisłam, no po prostu nie mogłam przeżyć absurdu sytuacji. Dorosły facet, wybitny specjalista, liczy dni do zmiany rolki papieru, bo przewieszenie jej przed czasem byłoby złamaniem zasad, na które się zgodził. Z drugiej strony było mi przykro widząc, jak się męczy. Zaproponowałam więc lekką zmianę. Stworzyliśmy listę bałaganu, który nas denerwuje. Jeżeli któreś z nas musi posprzątać coś po drugiej osobie, to ma prawo przewiesić papier. Skarpety na podłodze? Rozrzucone buty? Kosmetyki na umywalce? Czyste rzeczy rzucone w kąt? Puste opakowania schowane do szafki/lodówki? JEBS, papier wisi złą stroną. Egzekwuję każdą najdrobniejszą rzecz, ale też tego samego lub następnego dnia zostawiam coś, żeby luby mógł się odegrać i nie cierpiał zbyt długo.

On ma papier powieszony jak chce, a ja nie znajduję „prezentów” po całym domu.
Win-win.
8

Oglądany: 28534x | Komentarzy: 41 | Okejek: 200 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało