Chwila ta nadeszła wczoraj, gdy zostałem poproszony do Pani Docent, na spotkanie robocze i drugą Panią Docent. Ledwie drzwi się za mną zamknęły i rozsiadłem się w cały zestresowany w towarzystwie obu pań, gdy mój telefon rozdarł się głosem Chet’a z filmu „From Dusk till Dawn”
ALL RIGHT, PUSSY !! PUSSY!! COME’N PUSSY LOVERS!! WE HAVE THE BEST SELECTIONS OF PUSSIES!! THIS IS A PUSSY BLOW-OUT!!
Spuśćmy zasłonę milczenia na to, co się działo w gabinecie. Kiedyś mu się odwdzięczę...
* * *
Zgłosiła się do nas pacjentka, lat 48, zagorzała feministka z ogromnym opadającym obustronnie po pępek cycem. Jako, że feministka, więc oczywiście bez biustonosza. Więc standardowe polecenie rozebrania się do pasa przed badaniem wzbudziło pewną konsternację u personelu obojga płci. Dość, że długo zastanawialiśmy jak przykleić elektrody, by rozhuśtane w czasie wysiłku... by nie było zakłóceń i zapis EKG był jak najlepszy.
Próba przeszła bez powikłań, pacjentka zadowolona, my tez że już po, gdy nagle otwierają się drzwi do męskiej poczekalni i staje w nich KOMPLETNIE rozebrany facet, w wieku około trzydziestu lat, budowy kulturystycznej (ale nie typ siłowniany tylko raczej budowlano-rolniczy). Od pierwszego rzutu okiem zorientowałem, że wszystkie pielęgniarki zatkało z powodu nagłego ślinotoku i jak zaraz nie zareaguję, to dojdzie do mordobicia która ma się nim zająć. Wystąpiłem więc dwa kroki do przodu pytając czemu się rozebrał całkowicie i co tu robi. Facet zatrzymał wzrok na stojącej za naszymi plecami feministce i zdołał wykrztusić:
- Jeeeestem gotowy... na wysiłeeeek.
Zjechałem spojrzeniem nieco w dół. Faktycznie był gotowy.
* * *
Owego czasu, a było to na szóstym roku studiów, mieliśmy niewątpliwą przyjemność odbycia miesięcznej praktyki na Klinice Chirurgii. Oprócz przekonania, że praca w zawodzie lekarza jest zawodem, który powinno się wykonywać w stroju bramkarza hokejowego celem zabezpieczenia od różnych „ekscesów” pacjentów, wynieśliśmy stamtąd liczne wiadomości na temat słabości natury ludzkiej.
Pewnego późnego wieczora zgłosił się na Izbę Przyjęć pewien gentleman w wieku około lat pięćdziesięciu, ubrany w smoking, złote spinki, buty w których można się było przeglądać oraz pachnący bardzo drogimi wodami kolońskimi. Ów Pan na rejestracji głosem statecznym, uprzejmym, acz nieznoszącym sprzeciwu poprosił o szybką konsultację chirurgiczną. Ponieważ wyglądał dystyngowanie (czym zdecydowanie różnił się od większości nocnych pacjentów chirurgiczno-urazowych) rejestratorka widząc zaczerwienie oblicza nie wskazujące na upojenie alkoholowe przyśpieszyła przyjęcie pacjenta.
Pan wkroczył do gabinetu w którym przebywaliśmy krokiem Kowboja wchodzącego do Saloonu, w więc sztywny krok, ugięte w kolanach nogi i charakterystyczna poza wskazująca na długi pobyt siodła między nogami. Z miejsca nam oświadczył, że cała sprawa bardzo go krępuje i uprasza nas bardzo o zachowanie powagi i zrozumienia dla sytuacji w której się znalazł. Odmówił też zajęcia miejsca na krześle. Następnie zagaił nieco przeciągając zgłoski i przebierając w miejscu dość szeroko (jak na pozycję stojącą) rozstawionymi nogami:
- Kupiłem sobie wibrator. Wiem co Panowie sobie pomyślą, ale chciałem tylko wymasować sobie hemoroidy.
- Rozumiem – rzekł lekarz – i co się stało? Krwawienie?
- Nie Panie Doktorze. Otóż w trakcie masaży wibrator mi się wymsknął i wpadł nieco głębiej. I prawdę mówiąc dalej tam jest. (tu Pan zrobił minę na pograniczu wstydu i ekstazy)
Jako, że byliśmy studentami, a czasy były przemian ustrojowych i wchodzenia kapitalizmu na polskie rynki wybałuszyliśmy oczy, ale lekarz ze zrozumieniem poprosił Pana o opuszczenie dolnej części garderoby i zajęcie pozycji kolankowo-łokciowej.
Z miejsca widać było, że z... wiadomego miejsca wystaje zaledwie kilka milimetrów urządzenia, ale lekarz będąc dobrej myśli zakasał rękawy, ubrał rękawiczki i podjął próbę usunięcia ciała obcego. Niestety, był to model dość zaawansowany, reagujący na dotyk i w momencie gdy lekarz go ujął za końcówkę przy akompaniemencie „bży bży bży bży” oraz jęku (rozkoszy ??) pacjenta wsunął się nieco głębiej.
Do drugiego podejścia (już lekko krztusząc się ze śmiechu) podeszliśmy z szeregiem narządów chirurgicznych służących do rozwierania ran operacyjnych. Poza kolejnym „bży bży bży bży” i kolejnym westchnieniu pacjenta uzyskaliśmy dalsze pogłębienie problemu.
Do trzeciego podejścia poprosiliśmy konsultacyjnie ginekologów z sąsiedniej kliniki, którzy (na naszą wyraźną prośbę) przyszli z kleszczami porodowymi. Udało się.
Ginekolodzy stwierdzili, że był to najtrudniejszy poród w ich życiu. „dziecko” wydobyto w stanie krańcowego wyczerpania (baterii). Ojciec też był wyczerpany, ale szczęśliwy.
c.d.n.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą