Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Uśmiecham się, nie narzekam, robię to, co kocham, czyli jak założyłem objazdowy teatr II

22 393  
132   41  
Miało być "wincyj!", no to proszę bardzo! Dzisiaj opowiem wam o tym, co staram się przekazać dzieciakom w swoich spektaklach, jak to wszystko powstaje, a także kilka słów o tym, jak prezentujemy się na tle konkurencji. Usiądźcie więc wygodnie, bowiem kurtyna właśnie wędruje w górę!

Krokodyle łzy, czyli z wizytą u dentysty, rok 2016

Ale zanim coś się znajdzie za kurtyną, trzeba to wszystko zgrabnie przygotować. Co prawda rzadko zdarza nam się grać w przestrzeni jako tako teatralnej, a zwykle raczej dookoła są klocki, misie, lalki i inne akcesoria z placówek. Jednak mimo to staramy się, aby dać naszym odbiorcom przynajmniej namiastkę teatralnej atmosfery. Dlatego w miarę możliwości wygaszamy wnętrze, używamy swojego oświetlenia, dbamy o estetykę scenografii i rekwizytów, a przede wszystkim gramy, jakbyśmy mieli przed sobą dojrzałego widza. Co znaczy to ostatnie? Ano znaczy to tyle, że nie pieścimy się i nie mówimy do dzieci, jakby byli półgłówkami. Dzieci rozumieją więcej niż się zwykle ludziom wydaje i w momencie gdy są traktowane jak dorośli, zazwyczaj starają się zachowywać bardziej dojrzale.

Oczywiście wszystko to musi działać na zasadzie współpracy z placówką, do której się udajemy. Jeśli trafiamy do "przechowalni dla dzieci", gdzie "Panie" w czasie spektaklu urządzają sobie kącik kawowy i gadają jak na prywatce, to jak można się spodziewać dobrego zachowania dzieci? No właśnie. Zdarzało mi się przerywać spektakl i uspokajać "nauczycielki".

Naszą rolą nie jest tylko przedstawianie ciekawej historii, ale również nauka obycia w teatrze. Jeśli w tej kwestii nie ma współpracy z placówką, to niestety nie mamy szans. Czasami wchodzę do przedszkola i biorąc pod uwagę to, jak nauczycielki odzywają się do dzieci i jak ich podopieczni się zachowują, mówię sobie: "Aha! Trzeba nakładać mikroporty!". Nie odwrócimy się bowiem na pięcie i nie wyjdziemy, ale zazwyczaj jeśli nakładanie mikroportów jest uwarunkowane zachowaniem dzieci (i nauczycielek), to nie wracamy do takiej placówki.

W tej pracy chodzi o coś więcej niż zarabianie pieniędzy. Chodzi o satysfakcję, dzięki której nie męczymy się, nie wypalamy, możemy tworzyć wciąż nowe rzeczy! Jak widać, nie zawsze jest kolorowo, ale nauczyłem się irytację przekuwać w żarty. Tak więc znowu, z uśmiechem do przodu!


Misja na marsa z okazji Dnia Dziecka

Jaki z tego wniosek? Rodzice, pytajcie dzieci, co zapamiętały ze spektaklu, jak się zachowywali koledzy, koleżanki i nauczycielki. Dzieci są szczere, zazwyczaj odpowiedzą uczciwie, chyba, że same nabroiły. Dzięki takim detalom możecie ocenić placówkę, do której posyłacie wasze latorośle.

Dosyć o tym! Wracamy na scenę! A właściwie to do warsztatu! Bo jak wspomniałem, trzeba wszystko przygotować. Oczywiście moglibyśmy pójść na łatwiznę, wydrukować sobie kolorową dekorację i używać tylko kukiełek, ale czy to miałoby coś wspólnego z teatrem? No właśnie...
99% elementów naszej scenografii jest wykonywana przez nas. W domu Marta robi lalki, tła scenografii, drzewa, koty i inne cuda wianki. Jest przy tym naprawdę dużo roboty. Mnóstwo elementów dekoracji jest wykonana z gąbki, która stanowi świetne tworzywo, którego zalety są nieocenione w transporcie. Czasami jak jest dużo wycinania gąbki, to sprzątać ją trzeba przez kilka dni, bo przyczepia się do wszystkiego! Ale przynajmniej mamy ubaw, że żyjemy w gąbczastym świecie. Nie mogę wam zdradzać wszystkich szczegółów naszej produkcji, ale o gąbce wspomnieć musiałem, tak bardzo jesteśmy z nią zżyci!

Marta nauczyła się robić lalki teatralne właśnie tutaj. Kolejny raz stworzyliśmy coś z niczego. Ja wymyślałem technologię, a potem Marta zajmowała się realizacją planu i oprawą estetyczną, jako że jest dużo bardziej utalentowana w tej materii. A lalki mamy najróżniejsze! Są kukiełki, pacynki, jawajki, a także lalki bliżej niesklasyfikowane, które powstają w wyniku puszczania wodzy naszej fantazji!

Renifer :)

Ale żeby nie było, że ja mam dwie lewe ręce! Oprócz pracowni w domu, mamy również "strych stodoły". Jest tam zaimprowizowany warsztat, gdzie mogę tworzyć wszelkie rzeczy wymagające mniejszej lub większej obróbki technicznej. A to ramę okienną oszlifuję, a to kufer zbuduję, a to wytnę elementy do lalek, które mi Marta narysuje. Tudzież wyciosam ster z sosnowego pnia, do bajki o piratach. W wielu bajkach umieszczamy sporo drewnianych elementów scenografii, bo nadają one charakteru i ładnie wyglądają. Efekt jest taki, że jak zaczynamy czasem to wszystko wnosić do placówki to personel robi oczy jak pięć złotych.

Wypada również wspomnieć o tym, gdzie my właściwie to wszystko tworzymy. Otóż w kwietniu 2015 roku udało mi się wynająć stary poniemiecki dom, z równie poniemiecką stodołą. Wszystko było w dosyć ciężkim stanie, ale zakasałem rękawy i do pracy. Odświeżyłem mieszkanie, położyłem elektrykę, przygarnąłem psa i już było gdzie mieszkać. A potem zająłem się stodołą, gdzie również trzeba było zrobić porządek, aby dało się jako tako pracować.


Warsztat na strychu stodoły z widokiem na las przez dziurę w ścianie

Jasne, czasem jest zimno, czasem za gorąco, więc bywa niekomfortowo, gdy się coś tam robi. Ale przynajmniej już się nie leje na głowę, bo zdążyłem uszczelnić dach. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że znowu dzięki swojemu pozytywnemu uporowi udowodniłem, że da się zrobić coś z niczego! A wszyscy, którzy się pukali w głowę, gdy im opowiadałem o moich planach, po raz kolejny spuścili głowy i nie mogli powiedzieć "A nie mówiliśmy?!".

Jeśli chodzi o mnie, to zawsze wyżej stawiałem dobre otoczenie, niż jakiś wysoki komfort życia. Więc cóż z tego, że mieszkam i tworzę w chacie, gdzie nie uświadczysz kąta prostego, a zimą można zmarznąć w łazience? Przynajmniej za oknami sarny wyjadają mi jabłka spod starej jabłoni, a cisza panująca wkoło pozwala na spokojne pisanie scenariusza, spokojne budowanie scenografii i właściwie spokojne życie. A do tego jak mnie pytają w placówkach, skąd jesteśmy, to "Otulina Słowińskiego Parku Narodowego" brzmi naprawdę kozacko!

Wracamy jednak na scenę! Oprawa wizualna jest bardzo ważna, ale równie ważna jest historia, którą mamy przedstawiać. A ponieważ pisać lubię i całkiem gładko mi to wychodzi, postanowiłem, że większość naszych bajek będzie autorska. W większości z nich pojawia się motyw podróży, bo uwielbiam się przemieszczać, a zresztą nazwa teatru (Teatr Obieżyświat) zobowiązuje.

W swoich bajkach skupiam się na uniwersalnych wartościach, które w dzisiejszym świecie są niestety mocno zapominane. A są to wartości bardzo proste: "bądź dobry dla innych", "szanuj drugiego człowieka", "dbaj o przyrodę" i tym podobne. Moje historie dotykają też bardziej przyziemnych i typowo dziecięcych problemów, takich jak cierpliwość, utrzymywanie porządku, czy mycie zębów. No i oczywiście nie zapominam przemycać do bajek przesłania mówiącego o tym, że warto podążać za marzeniami, bez względu na przeciwności losu.

Jasne! Takie bajki nie są najłatwiejsze! Ale jedną z idei przyświecających mi przy tworzeniu całego przedsięwzięcia było stworzenie bajki dla dzieci, która nie będzie infantylna jak świnka pepa. Nie jest to łatwe, ale dzięki ciężkiej pracy, udaje się! Każde dziecko z takiej bajki wyniesie co innego. Jedno dziecko zapamięta więcej treści, mniejsze dzieci skupią się na wizualnym odbiorze, inne się nauczy, że w teatrze nie można wchodzić na scenę z gołym siusiakiem (zdarzył się nam taki jeden ancymon i wspominamy tą sytuację do dziś, śmiejąc się do rozpuku :).


Maciej Bałaganiarz - kwiecień 2017

Czasem, choć rzadko, spotykam się z opinią, że moje bajki są za trudne. Usiłuję wtedy wytłumaczyć, że my mamy kontakt z dziećmi przez jakieś 40 minut. Potem dzieciaki wracają do zajęć z nauczycielkami, które w moim założeniu potrafią ogarnąć całą treść spektaklu i porozmawiać o nim z podopiecznymi. Przecież na bazie takiej bajki, można zrobić niejedne zajęcia! Większość placówek, z którymi współpracuję to ogarnia. Jednak gdy ktoś mi mówi, że słowo "starówka" dla ich dzieci jest nie do pojęcia... Cóż, nie musimy grać wszędzie. :)

W komentarzach do ostatniego artykułu pojawiła się też wzmianka o przedszkolach specjalnych. Dla osób niewtajemniczonych, przedszkola specjalne to placówki, gdzie są dzieci z wszelkimi dysfunkcjami, zarówno umysłowymi, jak i ruchowymi. To tak w skrócie.
W takich miejscach również zdarza się nam występować i wszędzie gdzie trafiliśmy, spotykaliśmy się z bardzo pozytywnymi opiniami. Podopieczni placówek specjalnych niekoniecznie zwracają uwagę na wszystkie aspekty treści bajki. Jednak gdy mają na czym zawiesić oko, to już są oczarowani. A gdy zaczynam śpiewać, to nigdzie indziej nie widziałem takiej radości z wystukiwania rytmu, albo nawet tańczenia do muzyki! Występowanie w takich miejscach daje mi szczególnie dużo satysfakcji, zarówno przez spontaniczny odbiór prezentowanych przez nas utworów, jak i fakt, że sprawdzamy się nawet u tak trudnego odbiorcy.

Na koniec jeszcze parę słów o konkurencji. Wiadomo, "każda sroczka swój ogonek chwali", jednak chciałbym wam też opowiedzieć o tym, jak prezentujemy się na tle innych firm z tej branży. O dziwo rynek teatrzykowy jest ogromny! Ale właśnie... "teatrzykowy", a nie "teatralny".

Funkcjonuje wiele firm, które ja zwykłem nazywać "teatrzykowymi korpo". Sam nawet kiedyś w takim miejscu przez chwilę pracowałem. Są to firmy, gdzie zatrudnia się młodych ludzi i praktycznie bez żadnego przeszkolenia wysyła w trasy, gdzie grają oni po 15 spektakli tygodniowo. Może grają, to za dużo powiedziane. Z historii opowiadanych mi przez dyrektorki zaprzyjaźnionych placówek nasłuchałem się już o puszczaniu bajki z bumboxa, zapominaniu tekstu, czytaniu tekstu z kartek, nieświeżych strojach, woni papierosów i alkoholu oraz wielu innych, mniej lub bardziej przykrych widokach. Dlaczego takie firmy wciąż mają gdzie jeździć? Trudno powiedzieć. Może jest to kwestia tego, że stać ich na zatrudnienie 5 telemarketerów, a statystyka robi swoje. Może kwestia ceny, którą można obniżyć robiąc masówkę. A może po prostu ich celem są placówki, gdzie dyrekcja nie dba o to, kto przyjeżdża, bo trzeba odbębnić jakieś wydarzenie kulturalne.

Dla porównania przedstawiam 2 zdjęcia z fb placówki, w której występowaliśmy my i "taki teatrzyk". Z tego co wiem, jeszcze nie był z tych tragicznych, ale różnica między teatrzykiem, a teatrem jest widoczna. Zdjęcia nie są zbyt dobrej jakości, ale wiadomo o co chodzi.


Na górze takie teatrzyki, a na dole nasz teatr

Cieszę się jednak, że choć nie ogarnąłem jeszcze wypasionej strony internetowej, katalogów i całej kolorowej, marketingowej machiny, to jestem w stanie stawać w szranki z konkurencją dzięki jakości tego, co prezentuję. Bo mało jest w życiu rzeczy tak satysfakcjonujących, jak życie z tego, co się uwielbia robić!

PS Chciałbym bardzo podziękować za wszystkie pozytywne komentarze pod ostatnim artykułem! Szczerze mówiąc spodziewałem się jakiegoś hejtu, który mógłbym wyśmiać, ale zostałem bardzo miło zaskoczony!
Jeśli chcecie wincyj, dajcie znać w komentarzach. Może interesuje was coś szczególnego, o czym chcielibyście poczytać. Jakieś pytania? Wątpliwości? Chętnie naskrobię coś jeszcze.

<<< W poprzednim odcinku

4

Oglądany: 22393x | Komentarzy: 41 | Okejek: 132 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

19.04

18.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało