Demotywatory CDLIII - niestety, to ona ma najbardziej idealną twarz na świecie
Dzisiaj m.in. pokażemy mural polskiego Banksy'ego, którego zgodność z prawem zbada policja, dowiemy się też, dlaczego niedługo zobaczymy nowe malowanie samochodów policyjnych, pokażemy dwa przykłady wspaniałej przyjaźni, ale zaczniemy od smutnego przykładu polskiej zawiści.
Pin-up to taki dziwny trend wywodzący się z lat 30. ubiegłego wieku, łączący w sobie kuse spódniczki, wydatne cycuszki i ogólną przaśność. Moda na rozkloszowane kiecki, oczojebnie czerwone usta i loczki zalotnie wystające spod wąskich, przeplatających głowę chustek ma się całkiem dobrze, mimo kilku ładnych dekad na karku.
Zacznijmy od genezy samej nazwy. „Pin-up girl” to w luźnym tłumaczeniu „przypięta dziewczyna”. Do czego przypięta? Ano do ściany, drzwi garażu, wrót od kibla, kajuty marynarskiej czy upaćkanej smarem szafki z narzędziami w warsztacie samochodowym. Oczywiście, aby taką niewiastę powiesić na wspomnianych obiektach, trzeba był najpierw jej wizerunek wydrukować. A po raz pierwszy takie zabiegi miały miejsce pod koniec XIX wieku.
W 1889 roku niejaki Thomas Murphy i jego kumpel Edmond Osborne dokonali epokowego odkrycia. Panowie doszli bowiem do całkiem słusznego wniosku, że najlepszym miejscem na reklamę jest… kalendarz. Przecież każdy go w domu posiada i chcąc nie chcąc – zerka na niego dość regularnie. Tak więc reklamodawca, który zapłaci za usługę może mieć zapewnioną całkiem niezłą promocję przez miesiąc!
Pierwszy kalendarz, oprócz anonsu reklamowego, przedstawiał wizerunek Jerzego Waszyngtona i cieszył się bardzo umiarkowaną popularnością. Dopiero kiedy Murphy i Osborne w 1903 roku wprowadzili na rynek kalendarz ze skąpo ubraną modelką, wielu mężczyzn ochoczo sięgnęło po portfele.
Od tego czasu wizerunek uroczych przedstawicielek „słabszej płci” coraz częściej gościł na łamach poczytnych magazynów. Sztandarowym przykładem takiego trendu były tzw.
Charles Gibson był rysownikiem współpracującym m.in. z miesięcznikiem „Life”. Artysta ten rysował portrety młodych, modnie ubranych dziewcząt wykonujących różne czynności – czeszących się, uprawiających sport czy oddających się swojej pasji.
W tamtych czasach rysunki Gibsona były nie tylko prezentacją ówczesnego kanonu piękna i mody dla dziesiątek tysięcy amerykańskich pań, ale przede wszystkim bardzo zgrabnie wpisywały się w idee kobiecych ruchów emancypacyjnych.
Obrazki wspomnianego rysownika nie miały jednak w sobie jednej, istotnej rzeczy – seksu. Na szczęście w tym samym czasie
...czyli lekkich, zabawnych, muzycznych sztuk teatralnych, których największą atrakcją były występy bardzo skąpo ubranych dziewczyn. Na początku XX wieku częstym elementem takich spektakli był striptiz! Aby ściągnąć na burleskowe przedstawienia jak najwięcej klientów, rozdawano przechodniom dość wyzywające, często półnagie zdjęcia występujących na scenie pań.
Mimo że fotografie te trudno było nazwać pełnoprawnymi rozkładówkami, to popyt na nagie cycuszki był całkiem spory. Czego owocem było też rychłe pojawienie się na rynku zdjęć pornograficznych (które dziś nie ruszyłyby nawet najmniej wymagającego grzmociciela).
Zupełnie inaczej artystki reklamowały się w takim na przykład Paryżu. Panie z plakatów francuskiego artysty Julesa Chereta może i nie świeciły nagim cycem, ale miały w sobie witalność, energię i przaśną zmysłowość pin-upowych laleczek, które miały się pojawić dopiero 30 lat później.
... Amerykanie ruszyli z potężną machiną propagandową, mającą zachęcić młodych ludzi do wstąpienia w szeregi armii. A cóż lepiej przemówi do „przyszłości narodu” niż ponętne dziewczę? Założony na zlecenie prezydenta Woodrowa Wilsona Dywizjon Obrazkowej Promocji stawał na głowie, aby obudzić w amerykańskich gołowąsach patriotycznego ducha. Wyśmienitą robotę zrobiły plakaty z seksownymi, odzianymi w militarne wdzianka babeczkami, które to przekazywały informacje w stylu
„Bosz… chciałabym być facetem. Mogłabym wówczas wstąpić do marynarki”.
Niewątpliwie wszystkie te metody prezentowania kobiecego piękna mocno wpłynęły na kształtowanie się wizerunku pin-upowych piękności, jednak
Alberto Vargas został zatrudniony do tworzenia malunków tzw. „dziewczyn Ziegfelda” - czyli aktorek występujących na deskach broadwayowskich scen w serii spektakli pt. „Ziegfeld Follies”. Prace Vargasa miały w sobie wszystko to, co niedługo potem wpłynęło na sukces pin-upowych kociaków.
Vargas w latach 40. ubiegłego wieku stworzył setki seksownych malunków, które publikowane były m.in. przez magazyn Esquire.
Kiedy wybucha II Wojna Światowa, tzw. „Varga girls” stały się inspiracją dla żołnierzy do ozdabiania samolotów reprodukcjami prac peruwiańskiego artysty. Ba, armia nie wyrabiała z dostawami magazynów, w których dzieła swoje publikował pan Alberto.
Między 1942 a 1946 rokiem zapotrzebowanie na jego obrazki było tak wielkie, że
9 milionów kopii Esquire zostało bezpłatnie wysłanych do amerykańskich żołnierzy stacjonujących zarówno w lokalnych, jak i europejskich bazach.
Podobną popularnością wśród młodych poborowych cieszyły się dziewczęta malowane dla przedwojennych magazynów przez George’a Petty’ego.
Oczywiście także i tym razem do propagandowej akcji
wkroczyli spece od podnoszenia morale amerykańskiej armii. Chwycili się sprawdzonych metod – kalendarzy z babeczkami, które na milion sposobów próbowały przekonać młodych żołnierzy, że warto zabijać w imię seksownych laseczek, które z rozłożonymi nogami czekają na poborowych w domu (oraz na froncie...).
Styl prezentowany zarówno przez przedwojennych „ojców” pin-upu, jak i przez specjalistów od wojennej propagandy, wkrótce znalazł swoje miejsce także i w Hollywood. Aktorki kina lat 40. pozowały do zdjęć niemalże skopiowanych z kadłubów amerykańskich samolotów czy kalendarzowych modelek.
Bettie Page - najbardziej znana pin-upowa modelka.
...zaczynając od stron kolorowych magazynów, kończąc na plakatach reklamowych. Seks się sprzedawał jak nigdy wcześniej. Nie było już potrzeby prezentowania kobiet jako niewinnych, nieuświadomionych kruchych istotek.
W czasie kiedy Hugh Hefner łamał swój pierwszy numer Playboya, na którego okładce rozkosznie przeciągała się pin-upowa królowa – Marilyn Monroe, na zatrudnienie mogli liczyć artyści z talentem do malowania realistycznych, dziś moglibyśmy rzec nieco komiksowych, kobiecych ciałek.
Za każdym obrazem stała bowiem modelka najczęściej pozująca do zdjęcia, na podstawie którego powstawał potem seksowny obrazek. Na zdjęciu poniżej podziwiać możecie Jane Russel „na żywo” malowaną przez artystkę Zoe Mozert.
A tu zobaczycie wybrane „modelki” pozujące dla jednego z najbardziej znanych pin-upowych mistrzów, czyli Gila Elvgrena.
Źródła: 1,
2,
3,
4
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą