Ostatnio, podczas jednej ze swych licznych podróży zagranicznych ;) miałam okazję zaobserwować groźny pożar magazynu. Strażacy odwalili wtedy kawał niezłej roboty. A że miałam przy sobie aparat, zrobiłam nieco fotek, licząc, że temat ciężkiej pracy strażaków na pewno zainteresuje wyrobione gusta bojowników JM.
W pewnym momencie moją uwagę przykuła pewna para. Gdybym mogła wtedy nagrać ich rozmowę, zdjęcia ułożyłyby się w następującą historię:
- Stefan, Stefan... złaź z wyra i chodź tu prędko! Pełno dymu, magazyn się pali! Bierz aparat i rób zdjęcia, pokażę Zośce... skręci ją z zazdrości...
- O rany... ale czad!
- Zooobacz... ile wozów przyjechało... Zrobiłeś te zdjęcia? Ile masz?
- Dwadzieścia.
- Dobra, wystarczy. Patrz, jak się uwijają. Leją i leją, a tu mało co gaśnie...
- Przynieś Krycha jakieś krzesło, co tak będziemy stali...
- No... już prawie sobie chłopcy dali radę... przygasa pomału. Ale ludzi się zebrało na ulicy, widzisz?
- Ty, Stefan, zobacz, jakaś baba nam się przygląda i robi zdjęcia...
- No, bezczelność... Ale zaraz... co to za napis na jej koszulce? Joe... cośtam...
- Joe Monster, zdaje mi się...
- A, no to suuuper! Pomachajmy im!
- Hallo!!! Pozdrawiamy wszystkich bojowników. Kochamy Joe Monstera!
Prawda, jak miło, ciepło i sympatycznie? Odmachałam Stefanowi i Krystynie od nas wszystkich równie serdecznie.Pozostałe zdjęcia z pożaru sobie darowałam. A co to, bojownicy ognia nie widzieli czy co?...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą