Tego właśnie brakuje w dzisiejszym świecie - bezinteresownej pomocy bliźniego. Człowiek nigdy nie wie, kiedy znajdzie się w potrzebie, ale są na szczęście ludzie, którzy potrafią wykazać się przytomnością umysłu i w porę zareagować ratując sytuację. A potem pochwalić się dobrym uczynkiem całemu światu.
Siedzę sobie w restauracji na lotnisku, czekając na lot do Charlottesville i widzę ciekawą scenkę. Do ładnej dziewczyny podchodzi jakiś obcokrajowiec. Zgaduję, że jest z Urugwaju, a do Stanów przyleciał po raz pierwszy. Wymienili się uprzejmościami, po czym chłopak zaczął udawać, że u siebie jest kimś sławnym - klasyczny podryw na Barneya Stinsona z "Jak poznałem waszą matkę". Ale dziewczyna ewidentnie nie kupuje tej śpiewki wobec czego nasz koleżka zaczyna pękać. Wtedy robi mi się go żal. Wstaję więc, podchodzę do nich i proszę go o autograf. Wygląda na nieco zaskoczonego, ale udaje mu się podpisać serwetkę. W tym momencie laska zaczyna się wyraźnie interesować całą sytuacją. Odchodzę, wyciągam telefon i udaję, że dzwonię do znajomego, żeby pochwalić się autografem. Odwracam się ostatni raz - przy gościu stoją już 3 laski. I tak to się właśnie robi w Ameryce, mój przyjacielu.
Pomaganie jest fajne!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą